CETA
Co to jest, z czym się wiąże i czy jest o co protestować?
TYTUŁEM WSTĘPU
Dzisiejszy wpis będzie miał charakter raczej opinii niż poradnika, i to opinii przed wygłoszeniem której muszę uczynić parę zastrzeżeń, temat robi się bowiem polityczny. Nie piszę tego artykułu z żadnych pozycji: ani PiS-owskich, ani Platformerskich, ani Kukiz’owych, ani NowoczesnoRyszardowych, ani jakichkolwiek innych. Nie piszę go po to, aby podważać eksperckie analizy ekonomiczne, udawać że znam się na prawie europejskim lepiej niż sędziowie ETS-u ani na ekonomii lepiej niż pracownicy naukowi SGH. Piszę go zainspirowany publikacjami prasowymi, że szykuje się kolejny skok na polską kasę a mój kraj zostanie kolejny raz wydudkany na arenie międzynarodowej przez silniejszych i bogatszych. Temat rozeznałem, przepisy (nie wszystkie – umowa ma 1.600 stron!) przeczytałem, opinię niniejszym wygłaszam a hejt z komentarzy postaram się sukcesywnie usuwać.
CO TO JEST CETA?
Fakty: CETA to kompleksowa umowa gospodarczo – handlowa pomiędzy Kanadą a Unią Europejską, odnośnie do przyjęcia której swoje stanowisko ma na dniach przedstawić polski rząd. W przeważającej części dotyczy zniesienia barier celnych pomiędzy krajami Unii a Kanadą i ochrony międzynarodowych inwestycji. Umowa była negocjowana ponad polskimi głowami, bo traktat lizboński oddał kwestie unii celnej do wyłącznych kompetencji Unii Europejskiej. Po pierwszej fali protestów i przyznaniu przez Komisję Europejską że dokument ten jest nie tylko zwykłą umową celno-handlową, ale obejmuje również kompetencje dzielone pomiędzy Unię Europejską a państwa członkowskie, zdecydowano się na mieszaną procedurę jej przyjęcia: częściowej ratyfikacji przez Radę UE + Parlament Europejski i częściowej przez parlamenty krajowe. Wywołało to, do spółki z konkretnymi postanowieniami wynegocjowanymi w umowie, drugą falę protestów.
Komentarz: protestowanie o brak konsultacji społecznych czy negocjowanie umowy ponad głowami państw członkowskich to walka z wiatrakami. Traktat lizboński przyznał takie kompetencje Unii Europejskiej, czas na oprotestowanie tych uprawnień minął wraz z jego ratyfikacją a wzburzanie się o to dzisiaj jest pozbawione jakiegokolwiek sensu. Oczywiście, ja sam wolałbym żeby mój kraj był samodzielnym podmiotem w polityce międzynarodowej, a nie tylko przedmiotem polityki międzynarodowej innych krajów, ale niestety na dzień dzisiejszy pozostaje to tylko w sferze marzeń.
Samo zniesienie barier celnych i handlowych pomiędzy krajami wyznającymi podobne zasady ekonomiczno – spoleczne uważam za absolutnie korzystne dla zainteresowanych gospodarek. Zobaczmy jednak, jaki diabeł tkwi w szczegółach tej umowy.
CO CETA OZNACZA DLA POLSKIEGO SYSTEMU PRAWNEGO?
Fakty: CETA w hierarchii polskich aktów prawnych, jako umowa międzynarodowa ratyfikowana za uprzednią zgodą wyrażoną w ustawie, zajmie miejsce pomiędzy polską konstytucją a polskimi ustawami. Czyli: tak długo jak nie będzie niezgodna z polską konstytucją (sformułowaną dość ogólnie), będzie obowiązywała. I tak długo, jak będzie sprzeczna z którąkolwiek z polskich ustaw (sformułowanych dość konkretnie), również będzie obowiązywała, mając pierwszeństwo przed naszymi ustawami. Czyli: kanadyjska firma działająca w Polsce będzie podlegać polskim ustawom o ile nie będzie to sprzeczne z CETA, natomiast polska firma działająca w Polsce będzie po prostu podlegać polskim ustawom.
Komentarz: Biorąc pod uwagę, że CETA przyznaje kanadyjskim firmom inwestującym w Europie pewne przywileje, ustawia je to na pozycji korzystniejszej niż firmy krajowe, działające w tej samej branży.
MECHANIZM ARBITRAŻOWY (ICS)
Fakty: Zdecydowanie najwięcej zastrzeżeń prawnych budzi mechanizm ICS, czyli system rozstrzygania sporów inwestycyjnych pomiędzy inwestorem a krajem członkowskim (np. Polską), działaniami którego inwestor czuje się pokrzywdzony. Inwestor taki wnosi sprawę przed stały sąd inwestycyjny, którego rozstrzygnięcie jest wiążące tak dla inwestora, jak i dla państwa które naruszyłoby jego interesy. Od decyzji tego organu odwołania nie przewiduje się, ani do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, ani do ichniego trybunału konstytucyjnego czy sądu najwyższego, co zostało oprotestowane m. in. przez Europejskie Stowarzyszenie Sędziów. Poza tym, takie rozwiązanie może być sprzeczne z niektórymi konstytucjami państw europejskich, w tym z naszą (według mnie, jest sprzeczne, choćby z art. 176 §1). Finalnie, firmy kanadyjskie będą mogły pozywać tam Polskę, jeśli zostaną „pośrednio wywłaszczone” z potencjalnych zysków, co przerzuci ich ryzyko ekonomiczne na nasz kraj, kiedy wprowadzimy niekorzystne dla nich zmiany w prawie.
Polski rząd jako kluczowe odnośnie do tego mechanizmu uważa rozszerzenie puli arbitrów dla UE z 5 do 28 osób, żeby każde państwo UE miało w nim swojego przedstawiciela.
Komentarz: protesty na tym tle są zrozumiałe, z tym że znacznie bardziej zrozumiałe w państwach zachodnich. Polska bowiem od 1990 roku musi stosować system ISDS, bliźniaczo podobny do zaproponowanego, w relacjach z inwestorami ze Stanów Zjednoczonych, który protestów do tej pory nie budził. Z obecnego mechanizmu nie mogą korzystać firmy krajowe, chcące inwestować w USA, co ewidentnie stawia nas na pozycji państwa wasalnego. Mechanizm ICS nie jest dobry, ale przynajmniej oferuje teoretyczną równość broni, i jako taki jest mniej szkodliwy niż rozwiązanie obecnie obowiązujące w naszych relacjach z USA. Wciąż, możliwość apelacji od decyzji arbitrów, choćby do ETS’u, byłaby dla nas znacznie bezpieczniejsza. Klauzula ICS ma natomiast jedną dobrą stronę: za idiotyzmy ekonomiczne, płynące do nas z Brukseli, odpowiedzialność przed inwestorami co do zasady poniesie Unia Europejska.
Polski rząd, zamiast skupić się na doprecyzowaniu bądź usunięciu z umowy konstrukcji „pośredniego wywłaszczenia” albo stworzeniu jakiejś instancji odwoławczej od decyzji sądu inwestycyjnego, skupia się na „polskim arbitrze”. Nie bardzo rozumiem, jakie konkretnie interesy ma dla nas zabezpieczyć polskie pochodzenie jednego z 33 arbitrów, nie wyposażonego w prawo weta, i to nawet przyjmując optymistyczne dla Polski założenie, że sprzeniewierzy się on swojej bezstronności i będzie realizował w sądzie inwestycyjnym interesy naszego kraju.
ARGUMENTY POZAPRAWNE
Poniżej postaram się przytoczyć większość powtarzających się, zarówno wśród zwolenników jak i przeciwników, argumentów pozaprawnych, z krótkim komentarzem.
– CETA zagraża polskim rolnikom – Tak, niewątpliwie, zniesienie ceł oznacza dopuszczenie na nasz rynek wielu nowych podmiotów, zwiększenie konkurencji na rynku, eliminację z niego najsłabszych i potencjalny spadek cen produktów rolnych. Gdybym utrzymywał się z rolnictwa, pewnie sam bym protestował. Należy się natomiast zastanowić, czy te krótkookresowe straty przekraczają długofalowe zyski ze spadku cen, konsolidacji i podniesienia wydajności rolnictwa oraz zmniejszenia liczby gospodarstw rolnych w Polsce.
– CETA uderzy w polskich konsumentów – Uważam ten argument za czystą demagogię, historia wielokrotnie już udowodniła, że znoszenie barier w handlu to obopólny zysk dla znoszących. W odniesieniu do argumentów przeciwko żywności z Kanady, w tym przeciwko GMO, umowa handlowa nie zmieni europejskich standardów ochrony żywności, więc nadal każdy produkt, który wejdzie na europejski rynek, będzie musiał je spełnić. Jak na razie, polskie produkty już je spełniają a kanadyjskie jeszcze nie.
– CETA jest umową prokorporacyjną – ewidentnie tak, i większość polityków nawet nie próbuje tego jakoś szczególnie ukrywać. Ma ona ułatwić wielkim korporacjom (których w Polsce, notabene, mamy jak na lekarstwo) podbój kolejnych rynków, aby tym łatwiej przyciągnąć ich kapitał inwestycyjny do nowych krajów. Zakładam, że UE liczy raczej na podbój rynku kanadyjskiego przez europejskie korporacje a nie odwrotnie, pytanie czy się w swoich rachubach nie pomyli. Podkreślę natomiast, że w tej rywalizacji Europa będzie mierzyć się nie tylko z kanadyjskimi, ale i z amerykańskimi korporacjami, które również skorzystają z dobrodziejstw CETA jeśli będą prowadzić „istotną część” biznesu z terenu Kanady.
– CETA ułatwi bankom wywołanie kolejnego kryzysu finansowego – argument brzmi może demagogicznie, ale nie bierze się z powietrza. Artykuł 13.6. umowy zabrania rządom nakładania ograniczeń na wielkość instytucji finansowych, i gdzie jak gdzie ale akurat w odniesieniu do sektora finansowego ameryki północnej sugerowałbym daleko idącą ostrożność. W aktualnym brzmieniu umowy, państwa postanawiają zagwarantować bankom, że nie będą w żaden sposób ograniczały ich wzrostu. Ponadto, nie będą nakładały żadnych ograniczeń na wielkość udziału kapitału zagranicznego w instytucjach finansowych, co jest zaproszeniem do przejęcia ich przez kapitał amerykańsko – kanadyjski. W Europie do tej pory nie mieliśmy banków „zbyt dużych, by upaść” i ja osobiście wolałbym, żeby tak zostało.
– CETA przyniesie zyski/CETA przyniesie straty – argument pojawia się w obu wariantach, w zależności od tego, kogo konkretnie o to zapytamy. Istnieją opracowania instytutów ekonomicznych, sugerujące miliardowe zyski z handlu, istnieją i takie które wskazują na utratę w UE 200.000 miejsc pracy w najbliższych latach. Ja dołożę do tego jeszcze argument zdroworozsądkowy: tak się przypadkowo składa, że nie istnieje żadna analiza, pokazująca prognozowany wpływ CETA na gospodarki poszczególnych krajów członkowskich, wszystkie bowiem analizy traktują UE jako całość. Można oszacować, że rachunek zysków i strat będzie znacznie korzystniejszy dla kraju mało rolniczego, pełnego bogatych korporacji i silnie eksportowego (jak np. Niemcy), niż dla kraju wysoce rolniczego, bez korporacji i niezbyt eksportowego (jak np. Polska). Ale to akurat uwagi naszych polityków, czy to rządzących czy opozycyjnych, zdaje się nie zaprzątać.
PODSUMOWANIE
CETA nie jest rogiem obfitości, który już niedługo spadnie nam z nieba; nie jest również apokalipsą na miarę tej św. Jana. Jest umową handlową, która każe nam coś poświęcić, aby coś uzyskać. Czy obronimy się przed potencjalnymi zagrożeniami i czy wykorzystamy potencjalne zyski – czas pokaże, ale jakaś pomoc dla przedsiębiorców ze strony polskiego państwa wydaje się wskazana, choćby po to żeby wyrównać szanse pomiędzy firmami z Polski a firmami z Kanady. Czy Polska da radę wynegocjować w tej umowie jakieś korzystne dla siebie zmiany – nie wiem, ale grzechem byłoby nie spróbować.
Ja osobiście po raz kolejny mam wrażenie, że podczas kiedy my w kraju zajmujemy się bzdurami, ktoś ponad naszymi głowami kupuje sobie zabezpieczenie swoich przyszłych interesów. I pozostaje mi jedynie mieć nadzieję, że płaci za to swoimi a nie naszymi pieniędzmi.
radca prawny Maciej Krok
6 myśli o “CETA – co to jest i o co w tym chodzi?”
Komentarze zablokowane.
Dzięki Maciek za fajną infopigułkę – zaoszczędziłeś mi trochę czasu bo miałem zamiar szukać info na ten temat 🙂 pozdro
Polecam się 😉
Dzięki 🙂 temat aktualny a dzięki twojemu artykułowi zaoszczędziłem sporo czasu na analizie danych. Całość napisana w bardzo przystępny sposób co jest dodatkowym plusem 🙂
ja rowniez dziekuje. Szukalam informacji o CETA i znalazlam Twoja strone, gdzie wszystko piekni uporzadkowane.
Przydalo sie, jestem madrzejsza 😉 dzieki.
Gratulujemy świetnego artykułu! Ze względu na wysokie walory merytoryczne publikacji
pozwoliliśmy sobie zamieścić w naszym serwisie odsyłacz do Pana tekstu (link znajduje się pod artykułem: http://www.ideologia.pl/ceta-szanse-i-zagrozenia/ ). Gdyby jednak miał Pan zastrzeżenia wobec tego rozwiązania, prosimy o kontakt z redakcją naszego portalu lub usunięcie wpisu :-))
Szanowna Pani Tamaro.
Nie ma sprawy, moje treści nie przypadkiem są publicznie dostępne a ich reprodukowanie w jakikolwiek sposób jest dozwolone, pod warunkiem podania autora i źródła, co też Pani zrobiła. Dziękuję za ciepłe słowa.
Miłego dnia,
Maciej Krok